Galerianki na Krutyni, czyli emeryckie spływanie
Wyjazd organizowany przez towarzystwo Asi :) Moją partnerką w kajaku i w namiocie była Jola, jak za starych dobrych czasów.
13 lipca 2012 (piątek)
Warszawa - Spychowo 19:30 – ok. 22:30 (samochód)
Spotykamy się na dworcu Wschodnim i razem w dwa samochody jedziemy do Spychowa. Reszta ekipy jedzie różnie, jedni wcześniej, inni później, jedni też samochodami, inni pksem. Spotykamy się na miejscu.
Klimat miejsca bardzo PRLowski J: Stanica Spychowo (http://www.stanicaspychowo.pl/). My się rozbijamy w namiocie, pozostali w domkach. Koszt naszego noclegu to 28zł (2 os+namiot). Ognisko już jest rozpalone (koszt ogniska 60zł), pieczemy kiełby i od czasu do czasu chronimy głowy przed deszczem. Jest nas w sumie 20 osób, niezła ilość.
14 lipca 2012 (sobota)
Spychowo – Zgon 14:00 – 16:30 (10 km kajakiem)
Rano wstajemy bez stresu, bo dziś jest mało do przepłynięcia. Kierowcy jadą po kajaki do Krutyni: http://www.splywy.pl/ (koszt 20zł/kajak/dzień, 15 zł fartuch/2 dni, 5zł transport/os).
Reszta w dużej części idzie na park linowy (koszt 25zł), ja rezygnuje. W parku każdego dopada jakiś inny strach do czegoś innego. J W sumie startujemy ze spływaniem o 14tej. Właściwie spływamy, a nie wiosłujemy J Bardzo relaksacyjnie, niestety pogoda nie jest betonowa. Czasem słońce, czasem deszcz, upału brak.
Do Zgonu przypływamy wcześnie, rozładowujemy się i rozbijamy (koszt noclegu za 2 os. + namiot 30 zł): http://www.wodan.orangespace.pl/ PTTKowski Ośrodek wypoczynkowy "WODAN" J.
Wszyscy straszliwie głodni, uderzamy do smażalni ryb, którą widzieliśmy z brzegu płynąc. Okazuje się lekko obskurnym miejscem, z niemiłym panem, ale ryby się wybiera palcem i smażą (szczupak 8zł/100g). W końcu część osób zamawia, część wraca do mijanej knajpy w Zgonie. Ryba jest ok., ale klimat średni. Wracamy po zjedzeniu do reszty w tej knajpie. Ich strzał był strzałem w dziesiątkę! Restauracja Kos (http://pensjonat-kos.prv.pl/) – przepyszne żarcie! Duży wybór! A naleśniki z jagodami to są warte grzechu… Znów jemy….
Po totalnym obżarciu idziemy na ognisko (koszt: 50zł), ale są tez tacy, którzy z przejedzenia zasypiają i już się nie budzą…
15 lipca 2012 (niedziela)
Zgon – Krutyń 10:30 - 14:30 (13 km kajakiem)
Krutyń – Rosocha – Ukta 15:30 – 16:30 – 18:30 (13 km kajakiem)
Krutyń – Warszawa 19:30 – 22:30 (samochód)
Zaliczam rano kąpiel w jeziorze, ale nie jest to pogoda na kąpiel…. Choć jest przyjemnie.
Dziś jest więcej pływania, więc staramy się rano zebrać, w sumie to wychodzi 10:30, jak nie zdążymy można wcześniej skończyć. Najpóźniej wypływa Dori, sporo po nas, nigdy nas nie dogania i kończy spływ w Krutyni.
Pierwsza część to wiosłowanie przez jezioro, gdzie fale jak na Bałtyku… po 2h mordowania dopływamy do rzeki! Z radości urządzamy kąpiel, co mnie masakruje termicznie! Za chwile jest mała przenoska i dalej już rzeką. Pojawiają się inni spływowicze… Jak dotychczas było ich na szlaku mało.
Dopływamy do miejscowości Krutyń, tam witają nas bary z brzegu. Idziemy do knajpy gdzie jest fenomenalna zupa kurkowa i do tego oczywiście naleśniki czy pierogi z jagodami. Już nasza grupa się podzieliła, jedni płyną sporo z przodu, Dori z Marleną pozostały daleko w tyle. Mają tu skończyć spływ i oddać kajaki.
My umawiamy się przodownikami spływania w miejscowości Rosocha, że tam zdecydujemy czy płyniemy do Ukty czy nie. Oni są na tyle wcześnie, ze już jak my przyjeżdżamy to chcą wracać do Wawy. Umawiają sobie transport, a reszta kajaków płynie do Ukty. Niestety nie spróbowałam placków ziemniaczanych w tamtejszym barze – podobno najlepsze na świecie J
Do Ukty dopływamy o 18:30, mocno juz zmachani i zmęczeni. Teraz tylko powrót do domu.