Grzybobranie na kajaku, czyli spływanie na wysokim standardzie słuchając śpiewających i grających „three little bird’sów”
Wyjazd organizowany przez Stowarzyszenie OCEANICUS, gdzie zamiast ogniska i gitarowego brzękania była kuchnia ze zmywarką i lodówką lód robiącą a śpiewanie przy trzech wiosłach i piecach.
6 października 2012 (sobota)
Warszawa - Głuch 7:30 – 10:00 (samochód)
Głuch - rezerwat przyrody Małga (transport z kajakami)
Małga (rezerwat przyrody) – Głuch (ok. 4h spływania)
Spotykamy się rannym świtem na pl. Bankowym i jedziem! Po niecałych 3h lądujemy w wypasionej agroturystyce: www.agro-gluch.pl zostawiamy graty i ładujemy się do busika. Wjazd do lasu jest zabroniony, ewentualny mandat bierze na siebie właściciel kwatery.
Pogoda jest całkiem ok., ale po 10 min spływania zaczyna padać deszcz … i tak pada raz bardziej raz mniej przez cały czas płynięcia… opcja dla twardzieli. Na szczęście nie było straszliwie zimno tylko trochę zimno. J I widziałam zdychającego łabędzia L natura jest okrutna…
Na trasie mało przeszkód, trochę mostków które trzeba dołem albo górą pokonać.
Dopływamy przed 14tą. I jest zaleta, że nocujemy w ciepłym domu. Można wysuszyć się i ogrzać. Ciepły prysznic z hydromasażem i takie tam J
A że wcześnie to my z Monią na spacer – to co że pada… I się okazało, że grzybów tyle, że nie było w czym trzymać. Szukałyśmy jakiejś porzuconej torebki foliowej w lesie, ale kultura ludzi coraz większa i jak śmieć by się w lesie przydał to czysto…. Znalazłyśmy w końcu kołpak i na nim nasze podgrzybki i prawdziwki układałyśmy. W lesie jechał samochód, tośmy go zatrzymały, by się dowiedzieć dokąd ta droga prowadzi – tośmy się dowiedziały, że „w te i we te” J panowie z dwoma flaszeczkami, ale torebkę foliową na grzyby dali J.
Wróciłyśmy w sam raz na kolację – przepyszne spaghetti carbonara i wielkie tony surówek powstały pod okiem Oli J.
Następnie Trzy małe ptaszki rozpoczęły koncert… propozycja nazwy zespołu została przyjęta z entuzjazmem J hehehe
Ogniska nie ma bo leje. Zmywania też nie ma bo jest zmywarka. A wódka jest schłodzona, bo lodówka lód robi J
7 października 2012 (niedziela)
Głuch – Wielbark (ok. 2h spływania)
Głuch – Warszawa (ok. 4h samochodem -w tym 1h przerwy na obiad)
Pobudkę rannym świtem zrobiły nam trzy małe ptaszki – hehehe. Nie pada więc jest git. Ale jest koza, a właściwie śmierdzący cap – kogo dotknie tego bęc J Skacze po stołach.
Ponadto odkryte zostaną zdolności włamywacza Hermana, który wieszakiem otwiera drzwi samochodu od środka – bo kluczyki w środku zostały zatrzaśnięte. Dziewczyny wolały oglądać konie, ale z czasem i je cała akcja włamu przyciągnęła, hehe.
Śniadaniujemy, sprzątamy i idziemy kajakować około 11-12 godziny. Po drodze kilka zwalonych przez bobry drzew, niestety silna grupa nie wykazała się i nie powrzucała drzew z rzeki na ląd… A obiad przez słabą grupę przygotowany wczoraj zjadła. Czyli darmozjady.
Spływamy ze 2h, następnie w Wielbarku czekamy z godzinę na najsłabszą grupę, która się ostała na końcu.
Po spływie część osób jedzie od razu do Warszawy, natomiast my wracamy do Głucha i jeszcze pijemy kawę i chwilę korzystamy z wiejskich okoliczności przyrody. Właściciel opowiada jak pani Gessler próbowała knajpę w Wielbarku ratować.. i knajpa najpewniej padnie…
Ruszamy i w drodze stajemy w Przasnyszu w restauracji na obiad – obłędne menu! I bardzo smacznie. Totalne zaskoczenie, że takie smakołyki, trafiliśmy perfekcyjnie.
Obżarci do granic dojeżdżamy do Warszawy, nawet korki nas nie trafiły J